Nasze strony (Zapraszamy)

Dlaczego mi nie powiedziałeś...

„I rzekł do nich: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15).

Naszym obowiązkiem, każdego chrześcijanina, jest głoszenie Ewangelii.  Jak niegdyś Apostołowie, wzorem pierwszych uczniów, to my jesteśmy dzisiaj posłani aby zwiastować wszystkim ludziom Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym. Ewangelię Zbawienia o Bogu, o Jezusie Chrystusie, o Bożej Łasce, o Bożej Obietnicy, o Królestwie Bożym i życiu wiecznym.

Bóg pragnie zbawienia każdego człowieka. My też – tak bardzo byśmy chcieli aby każdy człowiek któremu opowiadamy Dobrą Nowinę, poznał osobiście naszego Zbawiciela, spotkał Go na swojej drodze i w Nim przyszedł do Boga, pojednał się ze Stwórcą, aby każdy był z nami, gdy Pan Powróci po tych którzy należą do Niego.
Szczególnie pragniemy zbawienia dla tych wszystkich, którzy tu na ziemi – w tym świecie są nam bliscy, których kochamy, lubimy. Modlimy się za naszych bliskich, za naszą ziemską rodzinę, przyjaciół...

Ale jak skutecznie głosić Ewangelię, jak docierać do serc tych wszystkich ludzi.
Jak przyprowadzić ich do Boga. Tak bardzo pragniemy, aby każde nasze słowo przynosiło Bogu jak najobfitszy owoc. Przecież to DOBRA Nowina.

Jezus zauważył: „Nigdzie prorok nie jest lekceważony, poza swoją ojczyzną, pośród swoich krewnych i we własnym domu.” (Mk 6,4).
Możemy przekonywać się o prawdzie tych słów. Często właśnie to wśród najbliższych, spotykamy się – najpierw z pobłażliwością i ironią, potem ze wzgardą a nawet z nawet nienawiścią.
I w zasadzie nie powinno nas to dziwić, przecież Pan Jezus, mówił o tym:
„Nie mniemajcie, że przyszedłem, przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić człowieka z jego ojcem i córkę z jej matką, i synową z jej teściową. Tak to staną się wrogami człowieka domownicy jego.” (Mt 10.34-36).
Mimo wszystko, nie przestajemy się modlić za najbliższych i przy każdej nadarzającej się sposobności, próbujemy docierać do nich z Bożym Słowem. Wierzymy, że któregoś dnia Pan dotknie ich serc. Ale jak my możemy im pomóc?...

Jak skutecznie głosić Ewangelię, jak siać Boże Słowo, aby każde posiane ziarno zakiełkowało w sercach słuchaczy, wzeszło, wzrosło i zaczęło przynosić owoce.
Co mówić?... Wciąż tak mało nam skutków naszego zwiastowania. Tak bardzo chcielibyśmy więcej i więcej, aby wszyscy – tak jak my – poznali Chrystusa i w Nim i przez Niego przyszli do naszego Ojca w niebie.

Przecież nie kryjemy jak Wspaniały i Dobry jest nasz Bóg, nasz Stworzyciel. Jak bardzo kocha swoje stworzenie – człowieka. Opowiadamy o niewysłowionej Bożej Miłości, że „Bóg tak umiłował wiat, że dał swego jednorodzonego Syna, aby każdy, kto w niego wierzy - nie zginął, ale miał życie wieczne.” (Jan 3,16). Mówimy o Golgocie, gdzie Jezus wziął na siebie nasze grzechy i poniósł je na krzyż, przybijając do drzewa. Jak obmył nas z naszych grzechów swoją świętą krwią -  jak pojednał nas z Bogiem Ojcem. Naszym Ojcem.
Opowiadamy o cudownej Bożej Łasce, którą Bóg Ojciec obdarza nas w Jezusie, Swoim Synu. Że możemy stać się dziećmi Boga, domownikami Jego Domu i współdziedzicami Królestwa Niebios.

Nauczamy o Jezusie wołającym wszystkich uciśnionych, wszystkich udręczonych, wszystkich słabych, chorych, wszystkich samotnych, opuszczonych, wszystkich prześladowanych i zniewolonych aby przyszli do Niego i obiecuje im uwolnienie.
Głosimy o Królestwie Bożym przygotowanym od stworzenia świata, o Nowej Ziemi, na której nie będzie już śmierci, nie będzie cierpienia, nie będzie trudu, bólu ani łez. Nie będzie żadnego zła. Gdzie będzie wieczne szczęście, wieczna radość (jakich nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić), gdzie będzie wieczne życie razem z naszym Bogiem Ojcem, i Jezusem Chrystusem. Czy to mało?...
Jak dobry, kochający, jak wspaniały jest nasz Bóg. Co jeszcze mamy mówić?...


*     *     *     *     *

Kiedyś miałem sen...

W tym śnie miałem znajomego. Nie była to osoba znana mi na jawie – po prostu znajomy ze snu. Chyba dość dobry i bliski znajomy gdyż wiele ze sobą rozmawialiśmy, w tym dużo właśnie o Bogu.
Pewnego razu dowiedziałem się, że trafił do szpitala, że jest w ciężkim stanie.
Odwiedziłem go w szpitalu. Jak potrafiłem starałem się go pocieszać - opowiadałem mu o Bogu, żeby w tej sytuacji w jakiej się znalazł szczególnie Mu zaufał. Tłumaczyłem że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Przypominałem jak dobry jest Bóg, miłosierny, że pomaga, wysłuchuje kierowanych do Niego modlitw. Że Bóg jest również cudownym lekarzem, który potrafi uzdrowić z każdej choroby. Starałem się przekazać znajomemu wszystko co wiem o Bogu, pragnąłem jak najbardziej przybliżyć mu Boga i Chrystusa. Pokrzepiałem go, żeby szczególnie w tej trudnej chwili, ciężkiej choroby – zbliżył się do Boga i aby położył w Bogu swą ufność.
Rozmawialiśmy długo. Umówiliśmy się, że odwiedzę go ponownie za kilka dni.
Nie zdążyłem. Wkrótce dowiedziałem się że umarł. Nie było już kolejnego spotkania, kolejnej rozmowy.
Nie wiedziałem, czy nasza ostatnia rozmowa pomogła mu w tym, by w ostatniej chwili życia pojednał się z Bogiem. Czy zdążył się pojednać. Starałem się jak najbardziej przybliżyć mu Boga i Zbawiciela. Przekonać – jak bardzo człowiek potrzebuje Boga i co Bóg zrobił dla człowieka.  Nie wiedziałem czy umarł pojednany ze Stwórcą...

Po pewnym czasie (wciąż w tym śnie), pamiętam, że stałem na szczycie wielkich, szerokich schodów wiodących jak gdyby do podziemnych przejść pod ulicami jakie spotykamy w dużych miastach. Szerokie schody wiodły w dół do takiego właśnie przejścia. Pamiętam, że w przeciwieństwie do znanych mi takich przejść, jasnych i dobrze oświetlonych na dole – tam w dole było dziwnie ciemno.
W pewnej chwili z tej ciemności i mroku wyłoniła się postać, która powoli zaczęła wchodzić po schodach w moją stronę. Po chwili poznałem. To był ten – zmarły niedawno, znajomy. Nie pamiętam dokładnie co wtedy czułem. Wiem, że stałem i patrzyłem jak powoli zbliża się do mnie. Podszedł na odległość – chyba około dwóch metrów. Spojrzał na mnie z twarzą pozbawioną wyrazu, z jakimś smutnym dalekim wzrokiem, jak by patrzył hen daleko za mnie.
Po chwili spokojnym głosem powiedział (zapytał):

„Dlaczego mi nie powiedziałeś, że umieram?...”

W jednej chwili zrozumiałem, że nie miał na myśli doczesnego życia ale wieczne i utraconą szansę Zbawienia.

Popatrzył jeszcze krótką chwilę tym dziwnym, nieobecnym wzrokiem, po czym odwrócił się i powoli zszedł z powrotem po schodach i po chwili zniknął w ciemnościach.

*     *     *     *     *

To był sen. Tylko sen...
Ale sen ten skłonił mnie do szczególnej refleksji. Uświadomił mi ze szczególną mocą jak ważne jest abyśmy opowiadając o Bogu, mówiąc to wszystko co miłe i przyjemne dla uszu słuchaczy, nie zapominali udzielać przestrogi – jaki los czeka tych, którzy nie dadzą posłuszeństwa Bogu i Jego Słowu. Nie wolno nam tego przemilczeć. Bóg jest Miłością ale i Sprawiedliwością. Ludzie muszą wiedzieć jakie konsekwencje poniosą wszyscy, którzy odrzucają Boga i Jezusa.
Głoszenie całej Prawdy wymaga abyśmy mówiąc o Zbawieniu, również mówili jaka czeka odpłata za odrzucenie Chrystusa, za odrzucenie Bożej Łaski.
Nie mówiąc całej Prawdy, będziemy ludzi oszukiwać, będziemy mówili nieprawdę.

Wielu ludzi zaprzecza Bożej Sprawiedliwości. Według nich Bóg w ogóle nie może się gniewać na ludzi.
Znamy Społeczności chrześcijańskie nauczające, że skoro Jezus umarł za nasze grzechy – to oni już nie mogą grzeszyć. Cokolwiek by już nie zrobili – nie będzie to grzechem. Konsekwencje takiego podejścia są nietrudne do przewidzenia – „wszystko mi wolno a i tak nie będę miał grzechu” (!?!). To jest tragiczne...
Spotkałem też człowieka, który na wieść o karze jaka spotka tych, którzy nie przyjęli Chrystusa stwierdził, że to co głoszę nie może być Dobrą lecz Złą Nowiną (?)

Nam jednak nigdy i pod żadnym pozorem nie wolno przemilczać o Bożym gniewie i o losie jaki czeka tych wszystkich którzy nie są posłuszni Bożemu Słowu.
Każdy człowiek chciałby słuchać tylko tego co miłe dla ucha. Tak jest natura ludzka. Tak było kiedyś (Iz 30,10), tak jest i teraz. Ale my nie możemy być jak ci których Bóg nie posyłał. Nam nie wolno przemilczać o tym, jakie są konsekwencje odrzucenia Bożej Łaski, odrzucenia Chrystusa – jego świętej Ofiary, odrzucenia Bożej ręki wyciągniętej do człowieka. Że tych, którzy odrzucają Boga i Bożą Łaskę czeka śmierć – i to wieczna śmierć. Że odwracając się od Boga, odrzucając Boga i Chrystusa – tak umierają pozbawiając się nadziei życia wiecznego. Idą na wieczną zagładę.
Jezus na każdym kroku ostrzegał jaki los czeka wszystkich nieposłusznych Ewangelii. Ludzie muszą wiedzieć, ze ta szeroka i wygodna droga, którą idą tłumy – wiedzie właśnie na zagładę.
Sam Pan Jezus mówiąc do jednych - do tych którzy są posłuszni: „Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: „Wtedy powie król tym po swojej prawicy: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, odziedziczcie Królestwo, przygotowane dla was od założenia świata.” (Mt 25,34), jednocześnie zwraca się do tych, którzy Go nie przyjęli, którzy w Niego nie uwierzyli, wzgardzili Bożym Słowem: „Wtedy powie i tym po lewicy: Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, zgotowany diabłu i jego aniołom.” (Mt 25,41).

Musimy też bezwzględnie nauczać o konsekwencjach odrzucania Bożego Prawa, Bożych Przykazań. Jak bardzo ulegają zwiedzeniu ci, którzy uważają, że skoro zostali odkupieni i oczyszczeni z grzechów to już im wszystko wolno. Jak łatwo podeptać ofiarowaną im Bożą Łaskę. Podeptać i … na zawsze zaprzepaścić.
„Jeśli bowiem grzeszylibyśmy dobrowolnie, kiedy już otrzymaliśmy jasne poznanie prawdy, to nie ma dla nas nawet ofiary za grzechy, lecz jakieś przerażające oczekiwanie sądu i żar ognia, który ma pożreć przeciwników.” (Hbr 10,26.27).

„Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia oraz tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.” (Mt 13,41.42). To czeka wszystkich nieposłusznych.

Wielu chrześcijan, a może raczej tych, którzy uważają się za chrześcijan – a którzy nie starają się o poznanie Prawdy Bożej i ulegają zwiedzeniom, że nie muszą być posłuszni Bogu, również usłyszy zatrważający wyrok:
„Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie. W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie.” (Mt 7,21-23).

Apostoł Piotr powiedział „słuszną jest rzeczą by Sąd zaczął się od Domu Bożego – a skoro od nas, to jeśli sprawiedliwy z trudem osiąga Zbawienie – jaki będzie koniec tych, którzy odrzucają Boże Słowo”.

„Wymierzy On zapłatę tym, którzy nie chcą uznać Boga i nie są posłuszni ewangelii Pana naszego Jezusa. Poniosą oni karę wiecznego odrzucenia od oblicza Pana i od Jego potężnego majestatu w dniu, w którym przyjdzie, aby być uwielbiony w swoich świętych i podziwiany przez wszystkich wierzących w Niego.” (2 Tes 1,8-10).

W doczesnym życiu są chwile, w których żegnamy zmarłych bliskich. Zadajemy sobie – w swoich własnych sumieniach nurtujące pytanie, czy zrobiliśmy wszystko, by tą osobę przyprowadzić do Zbawiciela, czy dobrze zwiastowaliśmy im Dobrą Nowinę. A może zapomnieliśmy im czegoś istotnego powiedzieć...
Czy ostrzegliśmy ich,że umierają. I to nie tylko w znaczeniu życia doczesnego ale w sensie wieczności.

Oby nasze sumienia nie zarzucały nam nigdy - „dlaczego nie powiedziałeś mu (jej) całej prawdy, dlaczego nie powiedziałeś – że umiera”? Dlaczego nie zrobiłeś wszystkiego by jego (ją) ocalić.
KBM