Nasze strony (Zapraszamy)

Drzazga


Pewnego razu w dłoń wbiła mi się drzazga.
Nie, nie jeden jedyny raz, ale ten jeden raz był szczególny. Szczególny, gdyż skłonił mnie do wyjątkowej refleksji.

Czułem, że w mojej dłoni tkwi drzazga. Bolało, piekło, przeszkadzało, drażniło. Ból i podrażnienie przeszkadzały w zwykłych, różnych czynnościach. Postanowiłem, że muszę ją jak najszybciej wyciagnąć.
Założyłem okulary – i… nic nie widzę. Wiem, gdzie jest, bo przecież czuję, gdzie mnie boli – ale nie widzę…
Włożyłem mocniejsze okulary – i dalej nic nie widzę, założyłem dwie pary na raz – jedne na drugie; dotykam, czuję ból, czuję gdzie jest i… wciąż jej nie widzę…
Wziąłem dodatkowo lupę i wreszcie ją dostrzegłem. Niewielkie źdźbło drewna, tkwiące w mojej dłoni. Prawie niewidoczna, choć tak dokuczliwa. Żeby ją wyciągnąć – potrzebowałem ją zobaczyć; aby ją dostrzec (mimo, że ból pozwalał mi ją dokładnie zlokalizować) potrzebowałem dwóch par okularów i lupy.

Przypomniała mi się pewna historia, pewne wypowiedziane przez Zbawiciela słowa: „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka [tkwi] w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata.” (Mt 7,3-5).

Są ludzie, którzy potrafią wypatrzeć drzazgę (źdźbło, pyłek, zadrę…) „w oku” innego człowieka. Niektórzy wręcz dostrzegą najmniejszą drzazgę, najmniejszy pyłek w „oku swego brata”.
Jak to możliwe. Ja – mimo iż czułem, wiedziałem gdzie tkwi, wiedziałem czego szukam – potrzebowałem trzech szkieł powiększających – a ktoś inny dostrzega drzazgę „w oku innego człowieka”, „w oku swego brata”. Widzi drzazgę, mimo, że jej nie czuje, że tak naprawdę jemu nie dokucza, nie boli. Jak to możliwe. Czy to przypadek?…

Niestety – to nie przypadek, a wyjaśnienie ich „spostrzegawczości” jest bardzo proste i oczywiste. Oni po prostu SZUKAJĄ tej drzazgi u innych. Oni muszą znaleźć tą drzazgę u drugiego człowieka. To ich główny cel, główne motto.
Niestety – są ludzie, którzy patrząc na innych dosłownie wyszukują ich „usterek”. Wyszukują wszystkiego, co można zganić, skrytykować, czy nawet wyśmiać lub rozgłosić.
Niestety – są ludzie, którzy tylko w ten sposób budują swój własny autorytet, tylko tak potrafią budować – choć wątpliwy, którzy nawet we własnym mniemaniu potrzebują poczuć się lepszymi, doskonalszymi – tylko poprzez szukanie podstaw i powodów do krytyki innych. Często ta krytykę wygłaszają publicznie, rozgłaszają w postaci sensacyjnej plotki, wszystko co może tylko zdyskredytować inne osoby w oczach znajomych, krewnych, braci…

Są to „urodzeni” krytykanci, którzy dosłownie – nic innego nie robią tylko wyszukują błedów, pomyłek wad. I to nie tylko w ludziach ale rówież we wszystkim innym – w kazaniach, w artykułach, w tekstach pieśni w zasadach, normach, praktykach – dosłownie wszędzie. To przykre ale pamiętam – że nawet w treści Słowa Bożego ukazują rzekome – wymyślane przez siebie błędy. W ten sposób wypaczając i próbując przekręcić sens i treść Bożego przesłania.
Najczęściej nie mają oni niczego innego do zaoferowania innym ludziom, braciom, siostrom – poza swym krytykanctwem wobec wzystkiego i wszystkich; potrafią tylko to – wyszukiwać, pokazywać, krytykować i rozgłaszać błędy i wady innych ludzi.
W ludziach, w ich wyglądzie, w ich zachowaniach w ich słowach, w ich wypowiedziach, kazaniach, publikacjach itp. itd.
Często – po prostu w ten sposób próbują ukryć własne błędy, własne ułomności, ale też własne skryte (przyświecające im faktycznie) zamiary i cele. Odwrócić uwagę innych osób - słuchaczy i otoczenia od własnego, często złego postępowania od własnych złych dążeń i prawdziwych (nieuczciwych) intencji. I jakże często (niestety) im się to udaje…

Krytykowanie, poniżanie, obmawianie, szkalowanie innych osób – jest dla tych ludzi jedynym argumentem dla budowania własnego „ego”, dla „udawadniania”, że są lepsi od innych, doskonalsi, mądrzejsi, że „są ponad innymi”.

Czy jest to rzeczywiście chrzescijańska postawa. Czy ludzie Boży, a przynajmniej ci, którzy się za dzieci Boże podają – mogą tak postępować?

Pan Jezus nie pozostawia wątpliwości nazywając takich ludzi obłudnikami. Zaczynając zresztą Swoją naukę (zacytowaną powyżej), nie pozostawia również watpliwości co do Bożej oceny takiego postępowania: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą.” (Mt 7,1.2).

Drodzy czytelnicy. Nasz Zbawiciel powiedział:

„A to wam nakazuję: Miłujcie się wzajemnie.” (Jana 15,17).

Czy ukazana powyżej postawa owych „obłudników” – ma cokowliek wspólnego z miłością. Czy jest dowodem bratniej miłości?

„Miłość niech będzie bez obłudy!” (Rzym 12,9).

A więc nie o obłudnej „miłości” nauczał Zbawiciel…

„Miłość jest cierpliwa, miłość jest dobrotliwa, nie zazdrości, miłość nie jest chełpliwa, nie nadyma się, nie postępuje nieprzystojnie, nie szuka swego, nie unosi się, nie myśli nic złego, nie raduje się z niesprawiedliwości, ale się raduje z prawdy; wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa, wszystko znosi. Miłość nigdy nie ustaje…" (1 Kor 13,4-8).

Czy powyższe słowa mogą opisywać kogoś, kto tylko potrafi u innych wyszukiwać tego co złe? „Miłość jest cierpliwa, dobrotliwa,…nie jest chełpliwa, nie unosi się pychą, nie nadyma się, nie mysli nic złego,.. WSZYSTKO ZAKRYWA…”.

Nie – ci, którzy potrafią jedynie wyszukiwać „drzazgi” u innych nigdy nie poznali co to miłość. Oni nie potrafią kochać drugiego człowieka.

Przypomijmy jeszcze słowa ap. Piotra:

„Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów.” (1 Ptr 4,8).

Każdy z nas ma jakieś słabe punkty, wszyscy jesteśmy ludźmi grzesznymi, nie wolnymi od błędów, potknięć czy wad.
Ale miłość „zakrywa wiele grzechów”. Kto prawdziwie kocha – widzi przede wszystkim w drugim człowieku to co dobre, ten kto potrafi kochać – stara się nie dostrzegać błędów i wad innych ludzi, nie wypowiada słów krytyki, ale widzi przede wszystkim to co piękne, pozytywne i dobre i na tym się skupia i na tym buduje swój stosunek do drugiego człowieka.

Oczywiście nie mam zamiaru nawoływać do absolutnej tolerancji i akceptacji wszystkiego i wszelkich zachowań, gdyż wobec grzechu nie ma i nie może być tolerancji, wobec wielu niegodziwości – nie może być na takowe przyzwolenia i wiele rzeczy i spraw wymaga otwartej krytyki i napiętnowania. Nie mam zamiaru pochwalać tego co złe. Ale musimy zawsze pamiętać aby „zło dobrem zwyciężać” (Rz 12,21).

Drodzy czytelnicy. Co sądzić o tych, którzy „wyspecjalizowali się” wyłącznie w krytykowaniu i potępianiu innych, którzy „z miłości” czy „w imię (bratniej) miłości”, obmawiają, oczerniają, poniżają innych. Którzy potrafią wręcz „każdemu przyszyć (przysłowiową) łatkę”, każdemu oprócz siebie. Tylko w ten sposób udowadniają swoją lepszość, wyższość, „mądrość”(?) … (Tylko to potrafią, tylko to mają do zaoferowania innym…).
(A jaka „sztuka” i „zaszczyt”, dostrzec i pokazać wszystkim – rozgłosić - wady i błędy u osób cieszących się szacunkiem i autorytetem u innych ludzi? To dopiero „satysfakcja”, „zasługa” i jaka „spostrzegawczość”).

Porzez takie zachowania i działalność wprowadzają oni do otoczenia i społeczności antagonizmy, niechęci – w konsekwencji rozdarcia, rozłamy, nienawiści; powoduje to tworzenie się złej opinii w otoczeniu; dalej prowadzi do do osłabienia społeczności, do jej rozbicia.
I chociaż „rozłamy muszą przyjść”, pamiętajmy, że przyjdą „aby się okazało, którzy są wypróbowani” (1 Kor 11,19). Zastanówmy się po której stronie (tego rozłamu czy rozdarcia) Pan nas znajdzie.

Kochani – co sądzić o tych wszystkich, którzy ich słuchają, ulegają ich obłudzie i arogancji. Co myśleć, o tych wszystkich, którzy chcą ich słuchać. Bo ci, którzy chcą słuchać takich plotek, pomówień i (często) zwykłych oszczerstw, dają przyzwolenie „obłudnikom”. Ci, którzy słuchają chętnie słów krytyki przestają dostrzegać to co dobre i pozytywne i sami tracą zaufanie, a w końcu szacunek do ludzi, do braci, do nauk, zasad, praktyk, do społeczności….

Byliśmy nieraz pod wrażeniem szczególnej wzajemnej więzi, którą Bóg połączył nas z niektórymi braćmi, siostrami. Wystarczyło jedno złe słowo, jedno KŁAMSTWO obłudników, aby się okazało jak silne jest żądło nienawiści. Dziś kilku takim osobom, które obdarzyliśmy wielką miłością możemy zadać tylko jedno proste pytanie – KTO SIĘ POMYLIŁ? (Bo… Bóg na pewno się nie myli…).

Starajmy się zawsze kierować wobec innych ludzi starą, a sprawdzoną zasadą:

„Jeśli możesz o kimś powiedzieć coś dobrego – mów!, jeśli nie możesz powiedzieć nic dobrego – zamilcz.”.

Starajmy się przede wszystkim w każdym człowieku dostrzegać to co dobre i piękne, to pozwoli naprawdę kochać każdego człowieka, kochać tak jak Bóg umiłował wszystkich ludzi.

„Miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa”. Kochajmy innych ludzi, kochajmy prawdziwie i szczerze. Kochajmy sercem a nie tylko ustami i językiem. (por. 1 Jana 3,18). Kochajmy nieobłudnie.

Posilajmy się tym wszystkim co dobre i pozytywne, w kazdym człowieku jak i w każdej treści, czy to mówionej czy pisanej wyszukujmy tylko to co dobre i pożyteczne, co może nas umocnić i posilić. Obłuda nie buduje – obłuda wyłącznie niszczy; niszczy obłudnika ale i jego otoczenie.

Pozostaje jeszcze pytanie – czy owa, wspomniana „belka” tkwi tylko w oku owego „obłudnika”, czy może również w oczach tych, którzy słuchają takiego krytykowania i obmawiania innych i przyzwalają na nie - nie dostrzegając – NIE WIDZĄC, lub NIE CHCĄC DOSTRZEC prawdziwego celu i prawdziwgo podłoża takiego postępowania. Którzy uczestniczą w ten sposób, mniej lub bardziej świadomie w tej „obłudzie”.

KBM