„Choćbym mówił językami ludzkimi i anielskimi, a miłości bym nie miał, byłbym miedzią dźwięczącą lub cymbałem brzmiącym.
I choćbym miał dar prorokowania, i znał wszystkie tajemnice, i posiadał całą wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
I choćbym rozdał całe mienie swoje, i choćbym ciało swoje wydał na spalenie, a miłości bym nie miał, nic mi to nie pomoże.
Miłość jest cierpliwa, miłość jest dobrotliwa, nie zazdrości, miłość nie jest chełpliwa, nie nadyma się, nie postępuje nieprzystojnie, nie szuka swego, nie unosi się, nie myśli nic złego, nie raduje się z niesprawiedliwości, ale się raduje z prawdy; wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa, wszystko znosi.
Miłość nigdy nie ustaje; bo jeśli są proroctwa, przeminą; jeśli języki, ustaną, jeśli wiedza, wniwecz się obróci.
Bo cząstkowa jest nasza wiedza i cząstkowe nasze prorokowanie; lecz gdy nastanie doskonałość, to, co cząstkowe, przeminie.
Gdy byłem dziecięciem, mówiłem jak dziecię, myślałem jak dziecię, rozumowałem jak dziecię; lecz gdy na męża wyrosłem, zaniechałem tego, co dziecięce.
Teraz bowiem widzimy jakby przez zwierciadło i niby w zagadce, ale wówczas twarzą w twarz. Teraz poznanie moje jest cząstkowe, ale wówczas poznam tak, jak jestem poznany.
Teraz więc pozostaje wiara, nadzieja, miłość, te trzy; lecz z nich największa jest miłość.” (1 Kor 13,1-13).
Jakże piękne słowa... Jakże często wspominane, cytowane, śpiewane. Słowa nazwane „Hymnem o miłości”. Ale słowa, w których ap. Paweł naucza, jak ważna jest miłość w życiu człowieka. Człowiek, nie potrafiący kochać – „jest nikim”. Ap. Paweł opisuje też czym jest i jaka powinna być prawdziwa miłość.
Niezmiernie ważna jest też miłość w życiu wiary, w życiu prawdziwych chrześcijan.
Niestety, we współczesnym świecie coraz mniej jest miłości, a coraz więcej krzywd, płaczu, zła, pogardy, zepsucia, niemoralności, smutku, samotności, nienawiści, niesprawiedliwości... Zamiast prawdziwej i czystej miłości, jest coraz więcej „kochających inaczej”..., a tak naprawdę - coraz więcej nie kochających w ogóle i niekochanych...
Puste slogany i puste hasła zastąpiły prawdziwe uczucie, ale czy rzeczywiście – cokolwiek może zastąpić prawdziwą, szczerą i czystą miłość?...
Czy puste słowa, hasła, a nawet wiersze czy pieśni mogą zastąpić prawdziwe uczucie?
Ap. Paweł powiedział nam, w swoim „hymnie” - jaka powinna być prawdziwa miłość. Powiedział też jaki jest stan człowieka nie znającego miłości i nie potrafiącego kochać.
„Bóg jest Miłością” (1 Jana 4,8.16).
Na każdym miejscu Nowego Testamentu czytamy jak ważna w chrześcijańskim życiu jest i musi być miłość.
Ale czy tylko w Nowym Testamencie odnajdujemy miłość i nakaz miłości? Może – jak twierdzą niektórzy - wystarczy kochać tylko Boga; czy powinniśmy kochać tylko bliskich, tylko współwyznawców – którzy też nas kochają, czy może jednak mamy kochać wszystkich ludzi? Czy powinniśmy – czy możemy jednych kochać bardziej, a innych mniej? Czy też powinniśmy kochać wszystkich tak samo?
Miłość jest jeszcze czymś – czymś bardzo istotnym. Jest znakiem rozpoznawczym Bożych dzieci, ludu Bożego.
„Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali.” (Jan 13,35).
„Po miłości” przede wszystkim rozpoznawane są – powinny być rozpoznawane - Boże dzieci. Ale tu rodzi się znowu pytanie: po jakiej miłości, czy tylko po „wzajemnej” miłości, czy po miłości do ludzi w ogóle? Czy według powyższych słów mamy tylko okazywać wzajemną miłość, tylko wobec współwyznawców, tylko wobec braci i sióstr w wierze? Czy może jednak powinniśmy - jako Boże dzieci - kochać wszystkich ludzi?
Niestety – są społeczności, które wskutek niepełnego zrozumienia Bożego nakazu, Bożej Woli – nauczają właśnie „obowiązku” miłości wyłącznie wobec współwyznawców. Wręcz zabraniają jednocześnie darzenia miłością kogokolwiek spoza własnej społeczności. Ich członkom nie wolno kochać nikogo innego.
(Napisałem celowo „obowiązku” – w cudzysłowie, gdyż – miłość nie może być ani obowiązkiem, ani przymusem – taka miłość nie jest miłością, a tylko mniej lub bardziej udolnie udawaną imitacją. Prawdziwa miłość musi się zrodzić w sercu człowieka, tam zamieszkać i stamtąd „wypływać” do innych.)
Skutki takich nauk i praktyk nie są zatem trudne do przewidzenia: niechęć, pogarda, wrogość, nienawiść. Historia ukazuje bardzo, bardzo wiele przykładów, takiego właśnie, błędnego pojmowania chrześcijańskiej miłości. Historia ukazuje nam przykłady nienawiści międzywyznaniowej, znaczonej prześladowaniami, śmiercią, krwią, łzami. Niestety, takie antagonizmy wciąż są podsycane przez niektóre i wciąż kolejne społeczności, właśnie wskutek niewłaściwego rozumienia tego nakazu Chrystusa. Wskutek niewiedzy – czym jest prawdziwa miłość.
„A to jest moje przykazanie: Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem.” (Jana 15,12).
Wezwanie do wzajemnej miłości znajdujemy w wielu miejscach Nowego Testamentu – Jan 13,34; 15,17; Rz. 12,10;13,8; 1 Tes.3,12; 4,9; 2 Tes.1,3; 1 Jana 3,11.23; 4,7.11.12; 2 Jana 1,5.
Wydawać by się mogło zatem oczywiste, że wzajemna miłość wystarcza aby być rozpoznawanym jako chrześcijanin. Ale czy taka właśnie miłość jest prawdziwa, jest tą której nauczał nas Jezus i czy takiej miłości od nas oczekuje?
Przypomnijmy sobie dwa największe Przykazania:
„On mu odpowiedział: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie.” (Mt 22,37.38);
„Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.” (Mt 22,39).
Są to dwa największe – najważniejsze Przykazania – Przykazania Boże. Przykazania (właśnie) Miłości.
Te przykazania (o czym nie sposób tu nie wspomnieć), choć bardzo proste i zrozumiałe w swej treści i wymowie - są również powodem również wielu nieporozumień i sprzeczności. Zdaniem wielu ludzi – nawet wielu chrześcijan, te dwa „nowe” przykazania zastępują Boże Prawo i Boże Przykazania. Wiele jest osób, które twierdzą, jakoby Jezus dał ludziom te dwa Przykazania Miłości, zamiast Dekalogu.
Nic bardziej mylnego i błędnego.
Przede wszystkim, nie są to „nowe” Przykazania - obydwa te Przykazania, znajdujemy bowiem już w Starym Testamencie i to wręcz jako wykładnię całego Bożego Prawa.
„Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił.” (5 Moj.6,5; por 11,1);
„...będziesz miłował bliźniego jak siebie samego. Ja jestem Pan!” (3 Moj.19,18).
Dlatego też sam Zbawiciel, mówiąc o tych dwóch Przykazaniach Miłości, wyjaśnia ich nierozerwalność z całym Bożym Prawem:
„Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy.” (Mt.22,40).
Nie można więc uważać, że te dwa Przykazania zostały dane zamiast Bożego Prawa czy Dekalogu, ale są one niejako kwintesencją i wytłumaczeniem – jaki powinien być nasz – Bożych dzieci - stosunek do Bożego Prawa.
„Czyż więc poprzez wiarę przekreślamy Prawo? Wręcz przeciwnie. My Prawo umacniamy!”(Rz.3,31 BP).
[„Czy znosimy więc Zakon przez wiarę? Wręcz przeciwnie; lecz stawiamy go na właściwych podstawach.” (Rz.3,31 Kow).]
Nie ma więc w ogóle mowy o zmianie Bożego Prawa czy zniesieniu go. Chodzi właśnie o nasz stosunek do Bożego Zakonu. Boże Prawo, jak i każde inne prawa, można przestrzegać w dwojaki sposób – z dwóch podstawowych powodów. Albo - przestrzegać w obawie przed konsekwencjami czyli ewentualną karą za wykroczenia; albo też WYPEŁNIAĆ, przestrzegając go z miłości do Boga i bliźniego!
Wracając do tych dwóch Przykazań, zauważamy, że nasza miłość do Boga, musi być najważniejsza i największa, przewyższająca wszystko inne.
„Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien.” (Mt.10,37).
To przykazanie w swej treści i wymowie jest ponad wszelką wątpliwość.
Wróćmy zatem do drugiego przykazania miłości, nakazującego miłować - kochać bliźniego. Pierwsza uwaga i spostrzeżenie jakie się tu nasuwa – to nakaz miłości bliźniego a nie bliskiego, czy brata lub siostry – krewnych z przyrodzenia lub w Chrystusie, co sprowadzałoby się właściwie do odwzajemniania miłości. Mamy natomiast nakaz „miłować bliźniego”. I tu znów pojawiają się kolejne sprzeczności i nieporozumienia, i nie kończące się pytania: „Kto jest naszym bliźnim” (patrz Łk.10,29).
Właśnie ze słów Ewangelii wg Łukasza, dowiadujemy się, że bliźnim niekoniecznie jest krewny, rodak, czy współwyznawca. W słowach zapisanych przez Łukasza, bliźnim okazał się (obcy) Samarytanin.
Już w Starym Testamencie, treść Słowa Bożego przybliża nam właściwe zrozumienie, nauczając:
„Przybysza, który się osiedlił wśród was, będziecie uważać za obywatela. Będziesz go miłował jak siebie samego, bo i wy byliście przybyszami w ziemi egipskiej. Ja jestem Pan, Bóg wasz.” (3 Moj.19,34; por. 5 Moj.10,19).
Czy jest w tych słowach jakakolwiek przesłanka do antagonizmów, do pogardy, niechęci, czy wręcz nienawiści wobec ludzi innej wiary? innego narodu, czy pochodzenia?
Zdecydowanie nie. Znajdujemy tu natomiast wyraźny nakaz kochania również obcych.
Pan Jezus w Ewangeliach jeszcze dokładniej wyjaśnia nam sens i znaczenie tego Przykazania – Przykazania Miłości Bliźniego, rozszerzając nasze dotychczasowe zrozumienie „kto jest bliźnim”:
„Lecz powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą.” (Łk.6,27)
„A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują.” (Mt.5,44);
„Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając.” (Łk.6,35).
Miłować nieprzyjaciół, wrogów? Odpłacać miłością za krzywdy, pogardę, nienawiść?... Czy to możliwe? Czy to znaczy, że mamy – szczególnie my, jako chrześcijanie i Boże dzieci – kochać wszystkich, absolutnie i bezwzględnie? No, bo skoro nawet nieprzyjaciół - to i wszystkich innych, znajomych i nieznajomych, sąsiadów i obcych, rodaków i cudzoziemców, ludzi często nam dotąd obojętnych... – i wszystkich mamy kochać?
Wielu ludziom wydaje się to niedorzeczne i nierozsądne – i to jest niejako jeden z pierwszych „znaków rozpoznawczych”, pozwalających odróżnić dzieci tego świata od dzieci Bożych.
Ap. Paweł w 1 Liście do Tesaloniczan 3,12 napisał:
„Pan niech też sprawia, aby było was coraz więcej, aby miłość - ta wasza wzajemna i miłość do wszystkich ludzi - stawała się coraz większa i aby była wreszcie taka jak nasza miłość do was.”
Ap Paweł nakazuje nam wzrastać w „MIŁOŚCI WZAJEMNEJ, ale i w MIŁOŚCI DO WSZYSTKICH LUDZI!
Przypomnijmy jeszcze, nieco szerzej, wspomniane wyżej słowa naszego Pana:
„Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował twego bliskiego, a twojego nieprzyjaciela będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują.” (Mt.5,43.44).
Jezus nie pozostawia cienia wątpliwości, ze dotychczasowe zrozumienie i spełnianie nakazów Bożego Prawa było niewłaściwe.
W innym miejscu Pan Jezus wyjaśnia dokładnie, dlaczego nasza miłość, miłość Jego uczniów i naśladowców, dzieci Bożych, musi być inna od tej, jaką mają do zaoferowania dzieci tego świata:
„A wam, którzy Mnie słuchacie, mówię: Kochajcie nieprzyjaciół waszych, czyńcie dobrze tym, którzy was nienawidzą. Dobrze mówcie o tych, którzy was przeklinają, módlcie się za tych, którzy was zniesławiają. Temu, kto uderzy cię w jeden policzek, nastaw drugi, a temu, kto zabiera ci suknię, nie odmawiaj też płaszcza. Daj każdemu, kto cię prosi, i nie żądaj zwrotu od tego, kto zabiera twoją własność. Tak postępujcie z ludźmi, jak byście chcieli, aby oni z wami postępowali. Bo jeśli kochacie tych, co was kochają, to czymże się chcecie chwalić? Przecież nawet grzesznicy kochają tych, którzy ich kochają. A jeśli czynicie dobrze tym, którzy wam dobrze czynią, to czymże się chcecie chwalić? Przecież grzesznicy czynią to samo. A jeśli pożyczacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, to czymże się chcecie chwalić? Grzesznicy także pożyczają grzesznikom, aby to samo odebrać. Lecz kochajcie waszych nieprzyjaciół i czyńcie dobrze, i pożyczajcie, nie spodziewając się niczego, a zapłata wasza będzie sowita i będziecie synami Najwyższego, bo On jest dobry dla niewdzięcznych i złych.” (Łk.6,27-35).
Drodzy czytelnicy – prawdziwa, czysta nauka naszego Pana! I jakże wymowne uzasadnienie, które powtarzamy:
„Bo jeśli kochacie [tylko – u.a.] tych, co was kochają, to czymże się chcecie chwalić? Przecież nawet grzesznicy kochają tych, którzy ich kochają.” (Łk.6,32)
Nie możemy, w naszej miłości, być podobni do świata, ale musimy kochać ludzi tak, jak umiłował ich sam Bóg i Jezus Chrystus.
„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.” (Jan 3,16; por. 1 Jana 4,10).
Bóg jest Miłością. Każdy człowiek jest stworzeniem Bożym. A Bóg kocha swoje stworzenie. Są też tacy, którzy wysuwają wobec Boga zarzuty, że Bóg nie kocha wszystkich, że nie kocha wszystkich tak samo, lecz jednych bardziej, innych mniej, wreszcie niektórych wcale. Nic bardziej mylnego i niesprawiedliwego. Bóg kocha wszystkich ludzi, ponadto - wszystkich kocha taką samą miłością.
Należy też wyjaśnić tu - dlaczego wobec tego, tak nieliczni są ci, którzy będą zbawieni i za których wylana została krew Zbawiciela?
Bóg dał człowiekowi wolną wolę, pozwolił człowiekowi – swemu stworzeniu dokonywać samodzielnych wyborów. To człowiek decyduje czy chce być dzieckiem Bożym, czy się od Boga odwraca.
Bóg kocha wszystkich ludzi tak samo. Ale tylko ci, którzy odwzajemniają Bożą miłość, którzy szczerze i prawdziwie kochają Boga są dziećmi Bożymi.
„A jeżeli ktoś kocha Boga, tego Bóg uznaje za swego.” (1 Kor 8,3).
Ale – pamiętajmy, że - to Bóg pierwszy nas umiłował:
„My miłujemy [Boga], ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował.” (1 Jana 4,19).
„W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy.” (1 Jana 4,10).
To od nas samych, od każdego człowieka indywidualnie zależy, czy chce Bogu odwzajemnić miłość i stać się dzieckiem Bożym. Tam gdzie rodzi się ta wzajemna więź jest Kościół – jest Dom Boży.
Podobnie ma się sprawa z miłością bliźniego i wzajemną miłością Bożych dzieci.
Jako naśladowcy Boga i Chrystusa, również mamy obowiązek kochać „najpierw” każdego człowieka - nie oczekując wzajemności, czy też - żeby to nas ktoś pokochał pierwszy. Ale zobowiązuje nas do tego nauka płynąca wprost ze wspomnianych wyżej słów Łukasza 6,32:
„A jeśli miłujecie tych, którzy was miłują, na jakąż wdzięczność zasługujecie? Wszak i grzesznicy miłują tych, którzy ich miłują.”
Kochać wszystkich - kochać nawet tych, którzy są nam nieprzychylni, którzy są naszymi nieprzyjaciółmi?... Zapewne wielu z Was, drodzy czytelnicy, zastanowi się - czy jest to w ogóle możliwe, czy to jest wykonalne, realne? Dla nas ludzi – można chyba powiedzieć, że niewykonalne lub prawie niewykonalne. Wciąż nie jesteśmy wolni od różnych upodobań ale i uprzedzeń. Mamy swoje wewnętrzne sympatie ale i antypatie. Wciąż postrzegamy każdego człowieka inaczej i wielu – według wszelkich ludzkich norm, według ludzkiego rozumienia i światopoglądu – po prostu nie zasługuje na miłość. Jak ich pokochać, czy w ogóle można, czy to rzeczywiście konieczne?...
I można i konieczne. Musimy wypełniać wolę naszego Ojca i kontynuować dzieło Chrystusa. Musimy zawsze i wszędzie dawać świadectwo że naprawdę jesteśmy dziećmi Bożymi, świadectwo Prawdy, prawdziwe świadectwo o Bogu i Chrystusie, i że należymy do Nich. Jeśli nie zdobędziemy się na miłość wobec ludzi, nieraz obcych i nieprzychylnych nam, nieraz brudnych, upadłych, czy wręcz złych – jakież damy świadectwo? Czy będzie to świadectwo Prawdy?
„Kto nie miłuje, nie poznał Boga, ponieważ Bóg jest miłością.” (1 Jana 4,8).
Ale to rzeczywiście niełatwe i dla człowieka prawie niemożliwe. Nikt sam chyba nie będzie potrafił obudzić w sobie i nauczyć się takiej miłości. Musimy spojrzeć na każdego człowieka tak, jak patrzy sam Bóg, jak spojrzałby Jezus - i w naszych sercach musi zrodzić się, i na zawsze zagościć - taka sama miłość do wszystkich bez wyjątku ludzi – taka sama, jaką umiłował wszystkich Bóg Ojciec i Zbawiciel. Takiej miłości może nas nauczyć tylko i wyłącznie Jezus, mieszkający w naszych sercach. O tę umiejętność musimy się modlić i prosić Boga - aby nauczył nas tak kochać ludzi, jak sam ich kocha. Abyśmy zawsze na każdego człowieka, w każdej sytuacji, potrafili spojrzeć z miłością, ale też - aby ta miłość w naszych sercach była naprawdę i była prawdziwa i szczera.
Nawet w chwilach, kiedy spotykają nas ze strony innych ludzi przykrości i nieprzyjemności – my musimy w sercach mieć prawdziwą miłość i wybaczenie.
„Nie pozwól zwyciężyć się złu, lecz zwyciężaj zło dobrem.” (Rz 12,21).
Należy też pamiętać, że miłość to bardzo delikatna i subtelna „roślina”. Ona musi wzrastać w naszych sercach. Musi być prawdziwa i szczera, poparta szczerymi czynami i postępowaniem. Miłość musi wypełniać nasze serca.
„Dam im inne serce, nowego ducha włożę w ich wnętrze. Usunę z ich ciała serce kamienne, a dam im serce cielesne.” (Ez.11,19; por 36,26).
Wiele osób, owszem - deklaruje miłość, krzyczy o miłości, w każdym zdaniu potrafią wtrącić puste hasła i słowa o miłości, ale – nie poparte szczerymi uczynkami - wciąż są i pozostają tylko pustymi sloganami. Miłość należy okazywać, a nie tylko o niej mówić.
Każda osoba, każdy człowiek, z którym rozmawiamy, z którym się spotykamy, pracujemy, stoimy w tej samej kolejce, jedziemy tym samym tramwajem – musi czuć naszą miłość nawet w naszym spojrzeniu i wyrazie twarzy. Miłość musimy okazywać bliźnim każdym naszym słowem, spojrzeniem, gestem czy wyrazem twarzy. Wówczas nie potrzeba o niej mówić – każdy ją poczuje i odczuje.
Niestety wiele osób, z jednej strony wciąż wołających o miłość – sami nie potrafią naprawdę kochać. Tymczasem miłość można właśnie nosić albo na języku albo w sercu. Jeżeli jest w sercu – nie trzeba o niej mówić, jeżeli jest na języku – (najczęściej) nie ma jej w sercu.
„Dzieci, miłujmy nie słowem ani językiem, lecz czynem i prawdą.” (1 Jana 3,18).
Czy można kochać Boga, nie kochając bliźniego, albo - czy wówczas, czy taka miłość do Boga może być prawdziwa? Czy Bóg jest w ludziach nie potrafiących miłować i nie kochających bliźnich?
„A myśmy poznali i uwierzyli w miłość, jaką Bóg ma do nas. Bóg jest miłością, a kto trwa w miłości, ten trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1 Jana 4,16)
„Każdy, kto wierzy, że Jezus jest Mesjaszem, z Boga się narodził, i każdy miłujący Tego, który dał życie, miłuje również tego, który życie od Niego otrzymał.” (1 Jana 5,1).
„Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali.” (Jan 13,35)
Zapewne zastanawiacie się – dlaczego (skoro mamy obowiązek kochać wszystkich ludzi) znakiem rozpoznawczym dzieci Bożych ma być – i jest miłość wzajemna?
Oczywiście – kochając wszystkich ludzi i do wszystkich podchodząc, okazując czy myśląc z miłością nie możemy oczekiwać wzajemności. Często spotkamy się z drwiną, niezrozumieniem, nieraz (zwłaszcza przed bliższym poznaniem) możemy być wręcz niewłaściwie postrzegani i odbierani. Świat po prostu nie zna i nie rozumie takiej miłości, miłości szczerej, czystej i bezinteresownej, miłości, która jest z Boga. Nie znają jej i nie rozumieją ludzie należący do świata. Nie możemy więc oczekiwać wzajemności od wszystkich ludzi. (Zresztą – przypominając cytowane wcześniej słowa Pana Jezusa – było by to dowodem nieszczerej i nieprawdziwej miłości – por Łk.6,32) Ale z wzajemnością spotkamy się – a przynajmniej powinniśmy się spotkać u innych dzieci Bożych. I tam właśnie, gdzie pojawia się wzajemność, gdzie nasza miłość zostaje odwzajemniona – tam jest społeczność dzieci Bożych, tam właśnie jest Kościół, Dom Boży.
Dlatego właśnie po wzajemnej miłości – rozpoznawana jest prawdziwa Społeczność chrześcijańska, Społeczność ludzi kochających się nawzajem, ale też kochających wszystkich innych ludzi, taką miłością jaką Bóg kocha Swoje dzieci i jaką umiłował nas Jezus Chrystus.
„Daje wam nowe przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali. Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem.” (Jan 13,34; por. Jan 15,12.17);
„Nie jest rzeczą konieczną, abyśmy wam pisali o miłości braterskiej, albowiem Bóg was samych naucza, abyście się wzajemnie miłowali.” (1 Tes.4,9);
„Taka bowiem jest wola Boża, którą objawiono nam od początku, abyśmy się wzajemnie miłowali.” (1 Jana 3,11).
Kolejną sprawą, budzącą wiele kontrowersji i wiele nieporozumień jest pytanie: czy wszystkich mamy kochać tak samo, czy może jednych bardziej a innych mniej?
Zwolennicy „zróżnicowanej” miłości przytaczają tu różne wersety mające udowadniać, jakoby Jezus również jednych kochał bardziej a innych mniej.
My takich słów i takich przykładów – takiej nauki w Biblii nie znajdujemy.
Bo - czy Pan Jezus, który nauczał: „kto chce być pierwszym wśród was – niech będzie ostatnim – niech będzie sługą wszystkich”, „Kto się wywyższa – będzie poniżony, kto się uniża, będzie wywyższony”; Ten, który wypełnił Sprawiedliwość i we wszystkim był sprawiedliwy; Który wreszcie powiedział „Miłujcie się – jak i Ja was umiłowałem” (Jana 13,34) – mógłby powiedzieć – kochajcie jednych bardziej, innych mniej?
Nic podobnego - nie ma w Słowie Bożym takiej nauki.
Skąd więc te nieporozumienia?
Przyjrzyjmy się słowom ap. Jana:
„A jeden z uczniów, ten którego Jezus miłował, siedział przy boku Jezusa.” (Jan 13,23). Podobne określenia znajdujemy w innych miejscach Ewangelii Jana – 19,26; 20,2; 21,7.20. Czy powinniśmy – idąc takim tokiem rozumowania - wobec tego uważać, że Jezus kochał tylko jednego ucznia, a pozostałych nie? Chyba każdy musi zauważyć niewłaściwość takiego poglądu. Jezus nie robi takiego zróżnicowania i nie wyróżnia żadnego z uczniów. Wszystkich kocha tak samo, o czym zresztą świadczy wiele, wiele Jego słów, jakie znajdujemy w Ewangeliach. A tymi słowami „uczeń którego Jezus miłował” – ap. Jan po prostu „dyskretnie” określa samego siebie.
Można natomiast stwierdzić, że każdy człowiek zasługuje, czy raczej wymaga szczególnej miłości. Każdy człowiek jest inny, w każdym człowieku są i zalety i wady, każdy jest samą w sobie indywidualnością, dlatego, aby umieć kochać innych ludzi – takimi jakimi są – musimy wobec każdego odczuwać szczególną miłość. Ale szczególna miłość nie oznacza słabszej czy mocniejszej, większej lub mniejszej ale po prostu nieco innej, nieco inaczej okazywanej ale i nieco inaczej motywowanej. W każdym człowieku musimy starać się dostrzegać wszystkie dobre i pozytywne cechy i w każdym dostrzegać Boga i Jezusa. W każdym dostrzec powód by naprawdę go kochać.
Jak rozumieć sens „szczególnej” miłości i jej okazywania, każdemu z ludzi, ale też - na czym ta „szczególność” polega i z czego wynika, wyjaśnia wręcz drobiazgowo ap. Paweł właśnie w słowach, poprzedzających (cytowany na wstępie) „Hymn o miłości”:
„Ciało jest jedną całością, a składa się z wielu członków. Poszczególne zaś członki, chociaż jest ich wiele, tworzą to jedno ciało. Podobnie jest z Chrystusem. My wszyscy tworzymy jedno ciało, ponieważ zostaliśmy ochrzczeni w jednym Duchu: zarówno Żydzi, jak i Grecy, niewolnicy, jak i wolni. Wszyscy zostaliśmy też napojeni jednym Duchem. Ciało nie składa się z jednej tylko części, lecz z wielu. Gdyby noga powiedziała: „Ponieważ nie jestem ręką, nie należę do ciała”, czy wskutek tego rzeczywiście nie należy do ciała? Podobnie gdyby ucho powiedziało: „Ponieważ nie jestem okiem, nie należę do ciała”, czy również nie należy do ciała? Gdyby całe ciało było wzrokiem, to gdzież podziałby się słuch? Gdyby całe ciało było słuchem, to gdzież byłoby powonienie? Bóg rozmieścił poszczególne części ciała tak, jak zechciał. Gdyby tylko jedna część stanowiła całe ciało, czy można wówczas mówić o ciele? Wobec tego, chociaż wiele jest członków, to ciało jest jedno. Oko nie może powiedzieć ręce: „Nie potrzebuję ciebie”, ani głowa nogom:
„Nie potrzebuję was”. Wprost przeciwnie, te członki ciała, które uważamy za słabsze, są właśnie bardziej potrzebne, mniej zaszczytne otaczamy większym szacunkiem, a wstydliwe traktujemy szczególnie przyzwoicie. Przyzwoite członki ciała nie potrzebują takiej troski. Bóg ukształtował bowiem ciało w taki sposób, że członki, które z natury są mniej godne szacunku, obdarzył większą czcią, aby w ciele nie było rozdwojenia, lecz żeby wszystkie jego członki troszczyły się wzajemnie o siebie. Dlatego gdy jeden członek cierpi, pozostałe uczestniczą w jego cierpieniu, gdy zaś doznaje czci, cieszą się razem z nim. Otóż wy jako Kościół jesteście Ciałem Chrystusa, a każdy z was oddzielnie jest członkiem tego Ciała.” (1 Kor 12,12-27).
Tak więc każdy członek, będąc innym, z uwagi na swoją indywidualność, zasługuje i potrzebuje szczególnej troski i szczególnej miłości. Ale jako tak samo ważny – tak samo mocnej i prawdziwej, takiej samej miłości.
Szczególną miłość okazujemy krewnym, szczególna miłość łączy współwyznawców, szczególnej miłości potrzebują od nas niewierzący lub członkowie innych wyznań. Szczególnej – ale tak samo mocnej, szczerej, prawdziwej.
Czy wyobrażacie sobie skutki takiej wybiórczej miłości. Że – nawet jeśli deklarujemy miłość do wszystkich (choćby tylko współwyznawców, braci i sióstr) – ale jednych kochamy bardziej a innych mniej, innym okazujemy więcej miłości a innym mniej, jeszcze innym nie okazujemy jej prawie wcale. Potraficie sobie wyobrazić jak wyglądałby taki Zbór? Zaczęły by tworzyć się w takiej Społeczności, Kościele, Zborze – kluby, zaczęły by tworzyć się sympatie i coraz większe antagonizmy, pojawiły by się osoby, czy grupy osób zaledwie tolerowanych w Społeczności. Zaczęłyby się podziały, rozłamy... Miłość, wzajemna miłość musi zespalać i umacniać Społeczność.
Owszem, naturalne jest i ludzkie, że mamy i będziemy mieć swoje szczególne sympatie, jak i antypatie. Ale właśnie tam wszędzie, gdzie mamy problem z miłością, z jej okazywaniem i oczywiście odczuwaniem – tam tym bardziej musimy w sobie tą miłość obudzić i pielęgnować. Musimy takim osobom okazać tym więcej miłości – szczególnie musimy w sobie tą miłość pielęgnować.
Musimy śpieszyć z miłością, zwłaszcza do tych osób, które mogłyby czuć się w Zborach nie tolerowane i nieakceptowane, czy wręcz, czuć się na marginesie Społeczności. Tylko wtedy taki Zbór, taka Społeczność będzie prawdziwą Rodziną w Chrystusie, prawdziwym Bożym Domem.
Nie trudno sobie wyobrazić przeciwną sytuację, sytuację Społeczności, gdzie jednych kocha się bardziej innych mniej, gdzie miłość wzajemna między grupą członków jest silniejsza, a wobec innych słabsza lub wcale jej nie ma. Gdzie w miejsce miłości pojawiają się niechęci, a nawet antagonizmy, stronnictwa. Właściwie nie potrzeba nawet wiele wysiłku i fantazji aby sobie móc wyobrazić taką sytuację – gdy miłość wzajemna nie jest taka sama i równa wobec każdego członka. To – niestety widać, nie tylko w niejednym Zborze, ale też w niejednej Społeczności, w niejednym Kościele. To widać – ale też nie można nie zauważać skutków jakie niesie taka sytuacja i taka atmosfera.
Wracając do wspomnianych wyżej dwóch przykazań miłości, pragnę zwrócić jeszcze raz uwagę czytelników na sens słów, padających po tych przykazaniach:
„Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy.” (Mt.22,40).
Przykazania te właśnie uczą nas właściwego postrzegania ale i wypełniania Prawa w swoim życiu.
„Nikomu nic winni nie bądźcie prócz miłości wzajemnej; kto bowiem miłuje bliźniego, zakon wypełnił.” (Rz.13,8);
„Albowiem miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań, a przykazania Jego nie są ciężkie.” (1 Jana 5,3);
„Kto zaś zachowuje Jego naukę, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała.” (1 Jana 2,5).
Przez uczynki Prawa nikt nie będzie zbawiony ale to właśnie miłość do Boga i bliźniego musi w nas obudzić poczucie obowiązku wypełniania Prawa Bożego – właśnie z Miłości. Nie możemy uczciwe i prawdziwie wyznać Bogu swoją miłość jednocześnie lekceważąc Jego Wolę, Jego Przykazania i Jego Prawo. Właśnie strzegąc i wypełniając Boże Przykazania, stosując w swoim życiu Bożą Mądrość (objawioną w Prawie) i wiarę jakiej nauczył nas Jezus – pokazujemy, że naprawdę kochamy Boga.
„Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa.” (Rz.13,10).
Życzymy wszystkim - wszystkim, którzy pragną iść śladami naszego Pana, aby On Sam nauczył każdego tej miłości – takiej miłości, jakiej wskutek naszych ludzkich słabości i ułomności sami nie potrafilibyśmy w sobie obudzić i nosić w tym świecie. Miłości, po której ludzie zobaczą i będą w nas rozpoznawać Boże dzieci.
Jakże piękne słowa... Jakże często wspominane, cytowane, śpiewane. Słowa nazwane „Hymnem o miłości”. Ale słowa, w których ap. Paweł naucza, jak ważna jest miłość w życiu człowieka. Człowiek, nie potrafiący kochać – „jest nikim”. Ap. Paweł opisuje też czym jest i jaka powinna być prawdziwa miłość.
Niezmiernie ważna jest też miłość w życiu wiary, w życiu prawdziwych chrześcijan.
Niestety, we współczesnym świecie coraz mniej jest miłości, a coraz więcej krzywd, płaczu, zła, pogardy, zepsucia, niemoralności, smutku, samotności, nienawiści, niesprawiedliwości... Zamiast prawdziwej i czystej miłości, jest coraz więcej „kochających inaczej”..., a tak naprawdę - coraz więcej nie kochających w ogóle i niekochanych...
Puste slogany i puste hasła zastąpiły prawdziwe uczucie, ale czy rzeczywiście – cokolwiek może zastąpić prawdziwą, szczerą i czystą miłość?...
Czy puste słowa, hasła, a nawet wiersze czy pieśni mogą zastąpić prawdziwe uczucie?
Ap. Paweł powiedział nam, w swoim „hymnie” - jaka powinna być prawdziwa miłość. Powiedział też jaki jest stan człowieka nie znającego miłości i nie potrafiącego kochać.
„Bóg jest Miłością” (1 Jana 4,8.16).
Na każdym miejscu Nowego Testamentu czytamy jak ważna w chrześcijańskim życiu jest i musi być miłość.
Ale czy tylko w Nowym Testamencie odnajdujemy miłość i nakaz miłości? Może – jak twierdzą niektórzy - wystarczy kochać tylko Boga; czy powinniśmy kochać tylko bliskich, tylko współwyznawców – którzy też nas kochają, czy może jednak mamy kochać wszystkich ludzi? Czy powinniśmy – czy możemy jednych kochać bardziej, a innych mniej? Czy też powinniśmy kochać wszystkich tak samo?
Miłość jest jeszcze czymś – czymś bardzo istotnym. Jest znakiem rozpoznawczym Bożych dzieci, ludu Bożego.
„Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali.” (Jan 13,35).
„Po miłości” przede wszystkim rozpoznawane są – powinny być rozpoznawane - Boże dzieci. Ale tu rodzi się znowu pytanie: po jakiej miłości, czy tylko po „wzajemnej” miłości, czy po miłości do ludzi w ogóle? Czy według powyższych słów mamy tylko okazywać wzajemną miłość, tylko wobec współwyznawców, tylko wobec braci i sióstr w wierze? Czy może jednak powinniśmy - jako Boże dzieci - kochać wszystkich ludzi?
Niestety – są społeczności, które wskutek niepełnego zrozumienia Bożego nakazu, Bożej Woli – nauczają właśnie „obowiązku” miłości wyłącznie wobec współwyznawców. Wręcz zabraniają jednocześnie darzenia miłością kogokolwiek spoza własnej społeczności. Ich członkom nie wolno kochać nikogo innego.
(Napisałem celowo „obowiązku” – w cudzysłowie, gdyż – miłość nie może być ani obowiązkiem, ani przymusem – taka miłość nie jest miłością, a tylko mniej lub bardziej udolnie udawaną imitacją. Prawdziwa miłość musi się zrodzić w sercu człowieka, tam zamieszkać i stamtąd „wypływać” do innych.)
Skutki takich nauk i praktyk nie są zatem trudne do przewidzenia: niechęć, pogarda, wrogość, nienawiść. Historia ukazuje bardzo, bardzo wiele przykładów, takiego właśnie, błędnego pojmowania chrześcijańskiej miłości. Historia ukazuje nam przykłady nienawiści międzywyznaniowej, znaczonej prześladowaniami, śmiercią, krwią, łzami. Niestety, takie antagonizmy wciąż są podsycane przez niektóre i wciąż kolejne społeczności, właśnie wskutek niewłaściwego rozumienia tego nakazu Chrystusa. Wskutek niewiedzy – czym jest prawdziwa miłość.
„A to jest moje przykazanie: Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem.” (Jana 15,12).
Wezwanie do wzajemnej miłości znajdujemy w wielu miejscach Nowego Testamentu – Jan 13,34; 15,17; Rz. 12,10;13,8; 1 Tes.3,12; 4,9; 2 Tes.1,3; 1 Jana 3,11.23; 4,7.11.12; 2 Jana 1,5.
Wydawać by się mogło zatem oczywiste, że wzajemna miłość wystarcza aby być rozpoznawanym jako chrześcijanin. Ale czy taka właśnie miłość jest prawdziwa, jest tą której nauczał nas Jezus i czy takiej miłości od nas oczekuje?
Przypomnijmy sobie dwa największe Przykazania:
„On mu odpowiedział: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie.” (Mt 22,37.38);
„Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.” (Mt 22,39).
Są to dwa największe – najważniejsze Przykazania – Przykazania Boże. Przykazania (właśnie) Miłości.
Te przykazania (o czym nie sposób tu nie wspomnieć), choć bardzo proste i zrozumiałe w swej treści i wymowie - są również powodem również wielu nieporozumień i sprzeczności. Zdaniem wielu ludzi – nawet wielu chrześcijan, te dwa „nowe” przykazania zastępują Boże Prawo i Boże Przykazania. Wiele jest osób, które twierdzą, jakoby Jezus dał ludziom te dwa Przykazania Miłości, zamiast Dekalogu.
Nic bardziej mylnego i błędnego.
Przede wszystkim, nie są to „nowe” Przykazania - obydwa te Przykazania, znajdujemy bowiem już w Starym Testamencie i to wręcz jako wykładnię całego Bożego Prawa.
„Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił.” (5 Moj.6,5; por 11,1);
„...będziesz miłował bliźniego jak siebie samego. Ja jestem Pan!” (3 Moj.19,18).
Dlatego też sam Zbawiciel, mówiąc o tych dwóch Przykazaniach Miłości, wyjaśnia ich nierozerwalność z całym Bożym Prawem:
„Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy.” (Mt.22,40).
Nie można więc uważać, że te dwa Przykazania zostały dane zamiast Bożego Prawa czy Dekalogu, ale są one niejako kwintesencją i wytłumaczeniem – jaki powinien być nasz – Bożych dzieci - stosunek do Bożego Prawa.
„Czyż więc poprzez wiarę przekreślamy Prawo? Wręcz przeciwnie. My Prawo umacniamy!”(Rz.3,31 BP).
[„Czy znosimy więc Zakon przez wiarę? Wręcz przeciwnie; lecz stawiamy go na właściwych podstawach.” (Rz.3,31 Kow).]
Nie ma więc w ogóle mowy o zmianie Bożego Prawa czy zniesieniu go. Chodzi właśnie o nasz stosunek do Bożego Zakonu. Boże Prawo, jak i każde inne prawa, można przestrzegać w dwojaki sposób – z dwóch podstawowych powodów. Albo - przestrzegać w obawie przed konsekwencjami czyli ewentualną karą za wykroczenia; albo też WYPEŁNIAĆ, przestrzegając go z miłości do Boga i bliźniego!
Wracając do tych dwóch Przykazań, zauważamy, że nasza miłość do Boga, musi być najważniejsza i największa, przewyższająca wszystko inne.
„Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien.” (Mt.10,37).
To przykazanie w swej treści i wymowie jest ponad wszelką wątpliwość.
Wróćmy zatem do drugiego przykazania miłości, nakazującego miłować - kochać bliźniego. Pierwsza uwaga i spostrzeżenie jakie się tu nasuwa – to nakaz miłości bliźniego a nie bliskiego, czy brata lub siostry – krewnych z przyrodzenia lub w Chrystusie, co sprowadzałoby się właściwie do odwzajemniania miłości. Mamy natomiast nakaz „miłować bliźniego”. I tu znów pojawiają się kolejne sprzeczności i nieporozumienia, i nie kończące się pytania: „Kto jest naszym bliźnim” (patrz Łk.10,29).
Właśnie ze słów Ewangelii wg Łukasza, dowiadujemy się, że bliźnim niekoniecznie jest krewny, rodak, czy współwyznawca. W słowach zapisanych przez Łukasza, bliźnim okazał się (obcy) Samarytanin.
Już w Starym Testamencie, treść Słowa Bożego przybliża nam właściwe zrozumienie, nauczając:
„Przybysza, który się osiedlił wśród was, będziecie uważać za obywatela. Będziesz go miłował jak siebie samego, bo i wy byliście przybyszami w ziemi egipskiej. Ja jestem Pan, Bóg wasz.” (3 Moj.19,34; por. 5 Moj.10,19).
Czy jest w tych słowach jakakolwiek przesłanka do antagonizmów, do pogardy, niechęci, czy wręcz nienawiści wobec ludzi innej wiary? innego narodu, czy pochodzenia?
Zdecydowanie nie. Znajdujemy tu natomiast wyraźny nakaz kochania również obcych.
Pan Jezus w Ewangeliach jeszcze dokładniej wyjaśnia nam sens i znaczenie tego Przykazania – Przykazania Miłości Bliźniego, rozszerzając nasze dotychczasowe zrozumienie „kto jest bliźnim”:
„Lecz powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą.” (Łk.6,27)
„A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują.” (Mt.5,44);
„Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając.” (Łk.6,35).
Miłować nieprzyjaciół, wrogów? Odpłacać miłością za krzywdy, pogardę, nienawiść?... Czy to możliwe? Czy to znaczy, że mamy – szczególnie my, jako chrześcijanie i Boże dzieci – kochać wszystkich, absolutnie i bezwzględnie? No, bo skoro nawet nieprzyjaciół - to i wszystkich innych, znajomych i nieznajomych, sąsiadów i obcych, rodaków i cudzoziemców, ludzi często nam dotąd obojętnych... – i wszystkich mamy kochać?
Wielu ludziom wydaje się to niedorzeczne i nierozsądne – i to jest niejako jeden z pierwszych „znaków rozpoznawczych”, pozwalających odróżnić dzieci tego świata od dzieci Bożych.
Ap. Paweł w 1 Liście do Tesaloniczan 3,12 napisał:
„Pan niech też sprawia, aby było was coraz więcej, aby miłość - ta wasza wzajemna i miłość do wszystkich ludzi - stawała się coraz większa i aby była wreszcie taka jak nasza miłość do was.”
Ap Paweł nakazuje nam wzrastać w „MIŁOŚCI WZAJEMNEJ, ale i w MIŁOŚCI DO WSZYSTKICH LUDZI!
Przypomnijmy jeszcze, nieco szerzej, wspomniane wyżej słowa naszego Pana:
„Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował twego bliskiego, a twojego nieprzyjaciela będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują.” (Mt.5,43.44).
Jezus nie pozostawia cienia wątpliwości, ze dotychczasowe zrozumienie i spełnianie nakazów Bożego Prawa było niewłaściwe.
W innym miejscu Pan Jezus wyjaśnia dokładnie, dlaczego nasza miłość, miłość Jego uczniów i naśladowców, dzieci Bożych, musi być inna od tej, jaką mają do zaoferowania dzieci tego świata:
„A wam, którzy Mnie słuchacie, mówię: Kochajcie nieprzyjaciół waszych, czyńcie dobrze tym, którzy was nienawidzą. Dobrze mówcie o tych, którzy was przeklinają, módlcie się za tych, którzy was zniesławiają. Temu, kto uderzy cię w jeden policzek, nastaw drugi, a temu, kto zabiera ci suknię, nie odmawiaj też płaszcza. Daj każdemu, kto cię prosi, i nie żądaj zwrotu od tego, kto zabiera twoją własność. Tak postępujcie z ludźmi, jak byście chcieli, aby oni z wami postępowali. Bo jeśli kochacie tych, co was kochają, to czymże się chcecie chwalić? Przecież nawet grzesznicy kochają tych, którzy ich kochają. A jeśli czynicie dobrze tym, którzy wam dobrze czynią, to czymże się chcecie chwalić? Przecież grzesznicy czynią to samo. A jeśli pożyczacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, to czymże się chcecie chwalić? Grzesznicy także pożyczają grzesznikom, aby to samo odebrać. Lecz kochajcie waszych nieprzyjaciół i czyńcie dobrze, i pożyczajcie, nie spodziewając się niczego, a zapłata wasza będzie sowita i będziecie synami Najwyższego, bo On jest dobry dla niewdzięcznych i złych.” (Łk.6,27-35).
Drodzy czytelnicy – prawdziwa, czysta nauka naszego Pana! I jakże wymowne uzasadnienie, które powtarzamy:
„Bo jeśli kochacie [tylko – u.a.] tych, co was kochają, to czymże się chcecie chwalić? Przecież nawet grzesznicy kochają tych, którzy ich kochają.” (Łk.6,32)
Nie możemy, w naszej miłości, być podobni do świata, ale musimy kochać ludzi tak, jak umiłował ich sam Bóg i Jezus Chrystus.
„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.” (Jan 3,16; por. 1 Jana 4,10).
Bóg jest Miłością. Każdy człowiek jest stworzeniem Bożym. A Bóg kocha swoje stworzenie. Są też tacy, którzy wysuwają wobec Boga zarzuty, że Bóg nie kocha wszystkich, że nie kocha wszystkich tak samo, lecz jednych bardziej, innych mniej, wreszcie niektórych wcale. Nic bardziej mylnego i niesprawiedliwego. Bóg kocha wszystkich ludzi, ponadto - wszystkich kocha taką samą miłością.
Należy też wyjaśnić tu - dlaczego wobec tego, tak nieliczni są ci, którzy będą zbawieni i za których wylana została krew Zbawiciela?
Bóg dał człowiekowi wolną wolę, pozwolił człowiekowi – swemu stworzeniu dokonywać samodzielnych wyborów. To człowiek decyduje czy chce być dzieckiem Bożym, czy się od Boga odwraca.
Bóg kocha wszystkich ludzi tak samo. Ale tylko ci, którzy odwzajemniają Bożą miłość, którzy szczerze i prawdziwie kochają Boga są dziećmi Bożymi.
„A jeżeli ktoś kocha Boga, tego Bóg uznaje za swego.” (1 Kor 8,3).
Ale – pamiętajmy, że - to Bóg pierwszy nas umiłował:
„My miłujemy [Boga], ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował.” (1 Jana 4,19).
„W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy.” (1 Jana 4,10).
To od nas samych, od każdego człowieka indywidualnie zależy, czy chce Bogu odwzajemnić miłość i stać się dzieckiem Bożym. Tam gdzie rodzi się ta wzajemna więź jest Kościół – jest Dom Boży.
Podobnie ma się sprawa z miłością bliźniego i wzajemną miłością Bożych dzieci.
Jako naśladowcy Boga i Chrystusa, również mamy obowiązek kochać „najpierw” każdego człowieka - nie oczekując wzajemności, czy też - żeby to nas ktoś pokochał pierwszy. Ale zobowiązuje nas do tego nauka płynąca wprost ze wspomnianych wyżej słów Łukasza 6,32:
„A jeśli miłujecie tych, którzy was miłują, na jakąż wdzięczność zasługujecie? Wszak i grzesznicy miłują tych, którzy ich miłują.”
Kochać wszystkich - kochać nawet tych, którzy są nam nieprzychylni, którzy są naszymi nieprzyjaciółmi?... Zapewne wielu z Was, drodzy czytelnicy, zastanowi się - czy jest to w ogóle możliwe, czy to jest wykonalne, realne? Dla nas ludzi – można chyba powiedzieć, że niewykonalne lub prawie niewykonalne. Wciąż nie jesteśmy wolni od różnych upodobań ale i uprzedzeń. Mamy swoje wewnętrzne sympatie ale i antypatie. Wciąż postrzegamy każdego człowieka inaczej i wielu – według wszelkich ludzkich norm, według ludzkiego rozumienia i światopoglądu – po prostu nie zasługuje na miłość. Jak ich pokochać, czy w ogóle można, czy to rzeczywiście konieczne?...
I można i konieczne. Musimy wypełniać wolę naszego Ojca i kontynuować dzieło Chrystusa. Musimy zawsze i wszędzie dawać świadectwo że naprawdę jesteśmy dziećmi Bożymi, świadectwo Prawdy, prawdziwe świadectwo o Bogu i Chrystusie, i że należymy do Nich. Jeśli nie zdobędziemy się na miłość wobec ludzi, nieraz obcych i nieprzychylnych nam, nieraz brudnych, upadłych, czy wręcz złych – jakież damy świadectwo? Czy będzie to świadectwo Prawdy?
„Kto nie miłuje, nie poznał Boga, ponieważ Bóg jest miłością.” (1 Jana 4,8).
Ale to rzeczywiście niełatwe i dla człowieka prawie niemożliwe. Nikt sam chyba nie będzie potrafił obudzić w sobie i nauczyć się takiej miłości. Musimy spojrzeć na każdego człowieka tak, jak patrzy sam Bóg, jak spojrzałby Jezus - i w naszych sercach musi zrodzić się, i na zawsze zagościć - taka sama miłość do wszystkich bez wyjątku ludzi – taka sama, jaką umiłował wszystkich Bóg Ojciec i Zbawiciel. Takiej miłości może nas nauczyć tylko i wyłącznie Jezus, mieszkający w naszych sercach. O tę umiejętność musimy się modlić i prosić Boga - aby nauczył nas tak kochać ludzi, jak sam ich kocha. Abyśmy zawsze na każdego człowieka, w każdej sytuacji, potrafili spojrzeć z miłością, ale też - aby ta miłość w naszych sercach była naprawdę i była prawdziwa i szczera.
Nawet w chwilach, kiedy spotykają nas ze strony innych ludzi przykrości i nieprzyjemności – my musimy w sercach mieć prawdziwą miłość i wybaczenie.
„Nie pozwól zwyciężyć się złu, lecz zwyciężaj zło dobrem.” (Rz 12,21).
Należy też pamiętać, że miłość to bardzo delikatna i subtelna „roślina”. Ona musi wzrastać w naszych sercach. Musi być prawdziwa i szczera, poparta szczerymi czynami i postępowaniem. Miłość musi wypełniać nasze serca.
„Dam im inne serce, nowego ducha włożę w ich wnętrze. Usunę z ich ciała serce kamienne, a dam im serce cielesne.” (Ez.11,19; por 36,26).
Wiele osób, owszem - deklaruje miłość, krzyczy o miłości, w każdym zdaniu potrafią wtrącić puste hasła i słowa o miłości, ale – nie poparte szczerymi uczynkami - wciąż są i pozostają tylko pustymi sloganami. Miłość należy okazywać, a nie tylko o niej mówić.
Każda osoba, każdy człowiek, z którym rozmawiamy, z którym się spotykamy, pracujemy, stoimy w tej samej kolejce, jedziemy tym samym tramwajem – musi czuć naszą miłość nawet w naszym spojrzeniu i wyrazie twarzy. Miłość musimy okazywać bliźnim każdym naszym słowem, spojrzeniem, gestem czy wyrazem twarzy. Wówczas nie potrzeba o niej mówić – każdy ją poczuje i odczuje.
Niestety wiele osób, z jednej strony wciąż wołających o miłość – sami nie potrafią naprawdę kochać. Tymczasem miłość można właśnie nosić albo na języku albo w sercu. Jeżeli jest w sercu – nie trzeba o niej mówić, jeżeli jest na języku – (najczęściej) nie ma jej w sercu.
„Dzieci, miłujmy nie słowem ani językiem, lecz czynem i prawdą.” (1 Jana 3,18).
Czy można kochać Boga, nie kochając bliźniego, albo - czy wówczas, czy taka miłość do Boga może być prawdziwa? Czy Bóg jest w ludziach nie potrafiących miłować i nie kochających bliźnich?
„A myśmy poznali i uwierzyli w miłość, jaką Bóg ma do nas. Bóg jest miłością, a kto trwa w miłości, ten trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1 Jana 4,16)
„Każdy, kto wierzy, że Jezus jest Mesjaszem, z Boga się narodził, i każdy miłujący Tego, który dał życie, miłuje również tego, który życie od Niego otrzymał.” (1 Jana 5,1).
„Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali.” (Jan 13,35)
Zapewne zastanawiacie się – dlaczego (skoro mamy obowiązek kochać wszystkich ludzi) znakiem rozpoznawczym dzieci Bożych ma być – i jest miłość wzajemna?
Oczywiście – kochając wszystkich ludzi i do wszystkich podchodząc, okazując czy myśląc z miłością nie możemy oczekiwać wzajemności. Często spotkamy się z drwiną, niezrozumieniem, nieraz (zwłaszcza przed bliższym poznaniem) możemy być wręcz niewłaściwie postrzegani i odbierani. Świat po prostu nie zna i nie rozumie takiej miłości, miłości szczerej, czystej i bezinteresownej, miłości, która jest z Boga. Nie znają jej i nie rozumieją ludzie należący do świata. Nie możemy więc oczekiwać wzajemności od wszystkich ludzi. (Zresztą – przypominając cytowane wcześniej słowa Pana Jezusa – było by to dowodem nieszczerej i nieprawdziwej miłości – por Łk.6,32) Ale z wzajemnością spotkamy się – a przynajmniej powinniśmy się spotkać u innych dzieci Bożych. I tam właśnie, gdzie pojawia się wzajemność, gdzie nasza miłość zostaje odwzajemniona – tam jest społeczność dzieci Bożych, tam właśnie jest Kościół, Dom Boży.
Dlatego właśnie po wzajemnej miłości – rozpoznawana jest prawdziwa Społeczność chrześcijańska, Społeczność ludzi kochających się nawzajem, ale też kochających wszystkich innych ludzi, taką miłością jaką Bóg kocha Swoje dzieci i jaką umiłował nas Jezus Chrystus.
„Daje wam nowe przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali. Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem.” (Jan 13,34; por. Jan 15,12.17);
„Nie jest rzeczą konieczną, abyśmy wam pisali o miłości braterskiej, albowiem Bóg was samych naucza, abyście się wzajemnie miłowali.” (1 Tes.4,9);
„Taka bowiem jest wola Boża, którą objawiono nam od początku, abyśmy się wzajemnie miłowali.” (1 Jana 3,11).
Kolejną sprawą, budzącą wiele kontrowersji i wiele nieporozumień jest pytanie: czy wszystkich mamy kochać tak samo, czy może jednych bardziej a innych mniej?
Zwolennicy „zróżnicowanej” miłości przytaczają tu różne wersety mające udowadniać, jakoby Jezus również jednych kochał bardziej a innych mniej.
My takich słów i takich przykładów – takiej nauki w Biblii nie znajdujemy.
Bo - czy Pan Jezus, który nauczał: „kto chce być pierwszym wśród was – niech będzie ostatnim – niech będzie sługą wszystkich”, „Kto się wywyższa – będzie poniżony, kto się uniża, będzie wywyższony”; Ten, który wypełnił Sprawiedliwość i we wszystkim był sprawiedliwy; Który wreszcie powiedział „Miłujcie się – jak i Ja was umiłowałem” (Jana 13,34) – mógłby powiedzieć – kochajcie jednych bardziej, innych mniej?
Nic podobnego - nie ma w Słowie Bożym takiej nauki.
Skąd więc te nieporozumienia?
Przyjrzyjmy się słowom ap. Jana:
„A jeden z uczniów, ten którego Jezus miłował, siedział przy boku Jezusa.” (Jan 13,23). Podobne określenia znajdujemy w innych miejscach Ewangelii Jana – 19,26; 20,2; 21,7.20. Czy powinniśmy – idąc takim tokiem rozumowania - wobec tego uważać, że Jezus kochał tylko jednego ucznia, a pozostałych nie? Chyba każdy musi zauważyć niewłaściwość takiego poglądu. Jezus nie robi takiego zróżnicowania i nie wyróżnia żadnego z uczniów. Wszystkich kocha tak samo, o czym zresztą świadczy wiele, wiele Jego słów, jakie znajdujemy w Ewangeliach. A tymi słowami „uczeń którego Jezus miłował” – ap. Jan po prostu „dyskretnie” określa samego siebie.
Można natomiast stwierdzić, że każdy człowiek zasługuje, czy raczej wymaga szczególnej miłości. Każdy człowiek jest inny, w każdym człowieku są i zalety i wady, każdy jest samą w sobie indywidualnością, dlatego, aby umieć kochać innych ludzi – takimi jakimi są – musimy wobec każdego odczuwać szczególną miłość. Ale szczególna miłość nie oznacza słabszej czy mocniejszej, większej lub mniejszej ale po prostu nieco innej, nieco inaczej okazywanej ale i nieco inaczej motywowanej. W każdym człowieku musimy starać się dostrzegać wszystkie dobre i pozytywne cechy i w każdym dostrzegać Boga i Jezusa. W każdym dostrzec powód by naprawdę go kochać.
Jak rozumieć sens „szczególnej” miłości i jej okazywania, każdemu z ludzi, ale też - na czym ta „szczególność” polega i z czego wynika, wyjaśnia wręcz drobiazgowo ap. Paweł właśnie w słowach, poprzedzających (cytowany na wstępie) „Hymn o miłości”:
„Ciało jest jedną całością, a składa się z wielu członków. Poszczególne zaś członki, chociaż jest ich wiele, tworzą to jedno ciało. Podobnie jest z Chrystusem. My wszyscy tworzymy jedno ciało, ponieważ zostaliśmy ochrzczeni w jednym Duchu: zarówno Żydzi, jak i Grecy, niewolnicy, jak i wolni. Wszyscy zostaliśmy też napojeni jednym Duchem. Ciało nie składa się z jednej tylko części, lecz z wielu. Gdyby noga powiedziała: „Ponieważ nie jestem ręką, nie należę do ciała”, czy wskutek tego rzeczywiście nie należy do ciała? Podobnie gdyby ucho powiedziało: „Ponieważ nie jestem okiem, nie należę do ciała”, czy również nie należy do ciała? Gdyby całe ciało było wzrokiem, to gdzież podziałby się słuch? Gdyby całe ciało było słuchem, to gdzież byłoby powonienie? Bóg rozmieścił poszczególne części ciała tak, jak zechciał. Gdyby tylko jedna część stanowiła całe ciało, czy można wówczas mówić o ciele? Wobec tego, chociaż wiele jest członków, to ciało jest jedno. Oko nie może powiedzieć ręce: „Nie potrzebuję ciebie”, ani głowa nogom:
„Nie potrzebuję was”. Wprost przeciwnie, te członki ciała, które uważamy za słabsze, są właśnie bardziej potrzebne, mniej zaszczytne otaczamy większym szacunkiem, a wstydliwe traktujemy szczególnie przyzwoicie. Przyzwoite członki ciała nie potrzebują takiej troski. Bóg ukształtował bowiem ciało w taki sposób, że członki, które z natury są mniej godne szacunku, obdarzył większą czcią, aby w ciele nie było rozdwojenia, lecz żeby wszystkie jego członki troszczyły się wzajemnie o siebie. Dlatego gdy jeden członek cierpi, pozostałe uczestniczą w jego cierpieniu, gdy zaś doznaje czci, cieszą się razem z nim. Otóż wy jako Kościół jesteście Ciałem Chrystusa, a każdy z was oddzielnie jest członkiem tego Ciała.” (1 Kor 12,12-27).
Tak więc każdy członek, będąc innym, z uwagi na swoją indywidualność, zasługuje i potrzebuje szczególnej troski i szczególnej miłości. Ale jako tak samo ważny – tak samo mocnej i prawdziwej, takiej samej miłości.
Szczególną miłość okazujemy krewnym, szczególna miłość łączy współwyznawców, szczególnej miłości potrzebują od nas niewierzący lub członkowie innych wyznań. Szczególnej – ale tak samo mocnej, szczerej, prawdziwej.
Czy wyobrażacie sobie skutki takiej wybiórczej miłości. Że – nawet jeśli deklarujemy miłość do wszystkich (choćby tylko współwyznawców, braci i sióstr) – ale jednych kochamy bardziej a innych mniej, innym okazujemy więcej miłości a innym mniej, jeszcze innym nie okazujemy jej prawie wcale. Potraficie sobie wyobrazić jak wyglądałby taki Zbór? Zaczęły by tworzyć się w takiej Społeczności, Kościele, Zborze – kluby, zaczęły by tworzyć się sympatie i coraz większe antagonizmy, pojawiły by się osoby, czy grupy osób zaledwie tolerowanych w Społeczności. Zaczęłyby się podziały, rozłamy... Miłość, wzajemna miłość musi zespalać i umacniać Społeczność.
Owszem, naturalne jest i ludzkie, że mamy i będziemy mieć swoje szczególne sympatie, jak i antypatie. Ale właśnie tam wszędzie, gdzie mamy problem z miłością, z jej okazywaniem i oczywiście odczuwaniem – tam tym bardziej musimy w sobie tą miłość obudzić i pielęgnować. Musimy takim osobom okazać tym więcej miłości – szczególnie musimy w sobie tą miłość pielęgnować.
Musimy śpieszyć z miłością, zwłaszcza do tych osób, które mogłyby czuć się w Zborach nie tolerowane i nieakceptowane, czy wręcz, czuć się na marginesie Społeczności. Tylko wtedy taki Zbór, taka Społeczność będzie prawdziwą Rodziną w Chrystusie, prawdziwym Bożym Domem.
Nie trudno sobie wyobrazić przeciwną sytuację, sytuację Społeczności, gdzie jednych kocha się bardziej innych mniej, gdzie miłość wzajemna między grupą członków jest silniejsza, a wobec innych słabsza lub wcale jej nie ma. Gdzie w miejsce miłości pojawiają się niechęci, a nawet antagonizmy, stronnictwa. Właściwie nie potrzeba nawet wiele wysiłku i fantazji aby sobie móc wyobrazić taką sytuację – gdy miłość wzajemna nie jest taka sama i równa wobec każdego członka. To – niestety widać, nie tylko w niejednym Zborze, ale też w niejednej Społeczności, w niejednym Kościele. To widać – ale też nie można nie zauważać skutków jakie niesie taka sytuacja i taka atmosfera.
Wracając do wspomnianych wyżej dwóch przykazań miłości, pragnę zwrócić jeszcze raz uwagę czytelników na sens słów, padających po tych przykazaniach:
„Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy.” (Mt.22,40).
Przykazania te właśnie uczą nas właściwego postrzegania ale i wypełniania Prawa w swoim życiu.
„Nikomu nic winni nie bądźcie prócz miłości wzajemnej; kto bowiem miłuje bliźniego, zakon wypełnił.” (Rz.13,8);
„Albowiem miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań, a przykazania Jego nie są ciężkie.” (1 Jana 5,3);
„Kto zaś zachowuje Jego naukę, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała.” (1 Jana 2,5).
Przez uczynki Prawa nikt nie będzie zbawiony ale to właśnie miłość do Boga i bliźniego musi w nas obudzić poczucie obowiązku wypełniania Prawa Bożego – właśnie z Miłości. Nie możemy uczciwe i prawdziwie wyznać Bogu swoją miłość jednocześnie lekceważąc Jego Wolę, Jego Przykazania i Jego Prawo. Właśnie strzegąc i wypełniając Boże Przykazania, stosując w swoim życiu Bożą Mądrość (objawioną w Prawie) i wiarę jakiej nauczył nas Jezus – pokazujemy, że naprawdę kochamy Boga.
„Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa.” (Rz.13,10).
Życzymy wszystkim - wszystkim, którzy pragną iść śladami naszego Pana, aby On Sam nauczył każdego tej miłości – takiej miłości, jakiej wskutek naszych ludzkich słabości i ułomności sami nie potrafilibyśmy w sobie obudzić i nosić w tym świecie. Miłości, po której ludzie zobaczą i będą w nas rozpoznawać Boże dzieci.
KBM